W prawdzie Światowy Dzień Książki był 23 kwietnia, jednak przyszła mi niedawno do głowy myśl, aby kupić sobie książkę. Ostatnio w ogóle nie czytam, trochę z lenistwa, trochę z braku czasu. Więc kiedy zobaczyłam, że w Biedronce ma być "Życie Pi" oczywiście wybrałam się do sklepu. Postałam jednak przy półce i stwierdziłam "hmmm w zasadzie po co mi ona? te 25 zł można by wydać na coś innego", no i nie kupiłam. Następnego dnia kupił mi ją mój M. :)
Książkę tą chciałam mieć, gdyż obejrzałam film, który naprawdę mi się podobał. Uważam, że reżyser bardzo się postarał ekranizując powieść Martela. Film przedstawia nie tylko walkę z własnymi słabościami, ale porusza też temat religii. "Życie Pi" opowiada o losach 16-letniego chłopca imieniem Piscine Molitor Patel, czyli tytułowego Pi. Wypływa on ze swoją rodziną z Indii do Kanady w poszukiwaniu lepszego życia. Wraz z nimi na statku płyną także zwierzęta z ZOO, które prowadziła rodzina chłopca. Statek zostaje zatopiony przez sztorm. Jedynym ocalałym jest Pi i tygrys z którym chłopiec musiał dryfować na jednej łajbie.
Cóż więcej opowiadać, to po prostu trzeba obejrzeć. Ja dla kontrastu postanowiłam przeczytać książkę, którą dzięki mojemu ukochanemu mam na własność. Wiem, że kolejność powinna być odwrotna - najpierw książka potem film, ale tak wyszło. :)
Film polecam tym, którzy go jeszcze nie widzieli, do książki zaś sama muszę przysiąść, zapewne tez jest fascynująca :)